Kto cierpi na tę przypadłość albo, co gorsza, cierpią na nią jego dzieci wie, że potrafi zepsuć radość z każdego wyjazdu. Czasem nawet powstrzymać na długi czas od tego typu aktywności. No bo po co męczyć siebie i dziecko. Wprawdzie obiegowa nazwa sugeruje chorobę, ale w gruncie rzeczy tak nie jest. Ot taka dolegliwość, z której się wyrasta. Podobno:)
Kiedy zmysły się nie dogadują
Choroba lokomocyjna, w dużym uproszczeniu, jest efektem „nieporozumienia” pomiędzy tym, co rejestruje błędnik a tym, co widzą oczy. Podczas jazdy samochodem (rejsu statkiem, lotu samolotem) nasze ciało nie porusza się, a jednocześnie do mózgu docierają obrazy związane z przemieszczaniem się. To prowadzi do zakłócenia pracy błędnika i wywołuje reakcję obronną organizmu. Niby się nie poruszamy, a jednak tak… Choroba lokomocyjna w przebiegu przypomina trochę zatrucie, gdy nasz organizm próbuje wydalić truciznę na zewnątrz. Stąd biorą się typowe dla choroby lokomocyjnej objawy: nudności, wymioty, bóle i zawroty głowy, bladość i szum w uszach.
Dorośli, dzieci, a nawet zwierzęta
Choroba lokomocyjna i towarzyszące jej nieprzyjemne dolegliwości towarzyszące podróżowaniu w zasadzie mogą przydarzyć się każdemu. Bardziej podatne na są kobiety i osoby młodsze. Również nasze pupile, psy i koty, mogą źle znosić jazdę samochodem – ale to temat na całkiem inny tekst. Na wystąpienie choroby lokomocyjnej wpływa wiele czynników, a jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o jej przyczynę dotąd brak. Brak też precyzyjnych danych mówiących o częstotliwości występowania problemu. Mówi się, że może on dotyczyć nawet co piątego dorosłego. Nie pozostaje nam nic innego, jak zacisnąć zęby i przetrwać. Nie ma bowiem sposobu, który gwarantowałby świetne samopoczucie podczas podróży. Wiadomo, że nie należy się przejadać, ani mieć pustego żołądka, pić alkoholu i gazowanych napojów. W pociągu najlepiej siedzieć przodem do kierunku jazdy, w samochodzie „z przodu”, w autobusie jak najdalej od osi kół, a w samolocie w okolicy skrzydeł. Profilaktycznie można wspomagać się „babcinymi sposobami” albo sięgnąć po środki farmakologiczne. Każdy testuje na sobie i o skuteczności mógłby pewnie wiele powiedzieć, ale my dziś nie o tym…
Byle do celu
Nic to, że podczas całej podróży czujemy się skołowani. Nic to, że przez większość trasy jesteśmy głodni, by w końcu coś zjeść i czuć się … jeszcze gorzej. Nic to, że dostępne tabletki usypiają nas na dobre parę godzin i nawet po przyjeździe na miejsce chodzimy skołowani. Bądźmy szczerzy – pierwszy dzień stracony. Położyć się i odespać i tak przespany dzień. Gdzie tu sens? Dopełnieniem tego wszystkiego są wymioty, które wcale nie przynoszą ulgi. Wystąpienie wymiotów nie oznacza niestety końca problemu. Kontynuowanie jazdy zazwyczaj nasila problem i wymioty mogą się powtórzyć. Kto tego doświadczył wie, o czym mowa…. Jeśli uda się zatrzymać samochód i w porę i z niego wysiąść, by zwymiotować na zewnątrz możemy być z siebie dumni. Właśnie uratowaliśmy się od kontynuowania podróży w odorze wymiocin…
Stało się – zwymiotowałem!
Wymioty wywołane zaburzeniami błędnika w niczym nie różnią się od wymiotów wywołanych zatruciem. Przyczyna inna – efekt ten sam. Pobudzony przez receptory ośrodek wymiotny powoduje intensywne skurcze mięśni brzucha i klatki piersiowej i usunięcie treści żołądkowej na zewnątrz. Towarzyszy temu ostry, kwaśny fetor, który bez wątpienia należy do zapachów najbardziej nieprzyjemnych i uciążliwych. Działa bardzo drażniąco i intensywnie na zmysł węchu. Do tego stopnia, że może spowodować nudności i wymioty u innych osób, tylko dlatego że go poczuły. Pamiętajmy, że jedziemy właśnie na wycieczkę samochodem i nie jesteśmy sami… Szczere pole, autostrada, środek miasta, korek, do najbliższej stacji benzynowej kilka kilometrów… Nie zawsze można tak po prostu się zatrzymać i ratować sytuację. A warunki są szczególnie trudne ze względu na niewielką, zamkniętą przestrzeń samochodu. Nie zawsze chcemy i możemy podróżować z otwartymi oknami. A dojechać jakoś trzeba. Jak więc pozbyć się przykrego zapachu? I czy to w ogóle możliwe?
Jak się pozbyć zapachu wymiotów?
W pierwszej kolejności należy usunąć treść wymiotów z tapicerki czy ubrania. Im szybciej, tym lepiej. Zawarte w wymiotach kwasy nie zdążą głęboko wniknąć w tkaninę. Większym wyzwaniem wydaje się być usunięcie mokrej plamy, z której wydziela się nieprzyjemny zapach. Odświeżacz powietrza może tylko pogorszyć sytuację. Mieszanka intensywnego zapachu odświeżacza z jeszcze bardziej intensywnym zapachem wymiocin w „kapsule”, jaką jest samochód, to tylko maskowanie problemu. De facto pogorszamy w ten sposób komfort jazdy wszystkich pasażerów, a problem pozostaje. Jeśli w ogóle jakimś cudem w schowku zawieruszył się wspomniany odświeżacz albo, o zgrozo, dezodorant!
Neutralizator brzydkiego zapachu
To jedyna szansa na natychmiastowe pozbycie się fetoru. Jaka to różnica – odświeżasz powietrza, czy neutralizator – zapytasz? Diametralna, można by rzec. Ten pierwszy maskuje odór cząsteczkami zapachowymi, drugi go eliminuje. Neutralizatory mają inny skład chemiczny i szerszy zakres działania, niż odświeżacze powietrza. Składniki neutralizatora wchodzą w reakcje chemiczne z lotnymi substancjami, które odpowiadają za nieprzyjemny zapach. W efekcie tworzą nowe, nieaktywne zapachowo cząsteczki. Doskonale sprawdzają się nie tylko do odświeżania powietrza, ale również tkanin (np. kanapy, firany, dywany). Mając neutralizator w samochodzie zyskujesz podwójnie! Jednocześnie usuniesz „śmierdzący problem” i z powietrza i z tapicerki lub ubrania. Cudownie, prawda! Przygotowując się do podróży warto więc zaopatrzyć się w neutralizator. W ten sposób nie powstrzymasz wymiotów, ale skutecznie usuniesz ich „zapachowe skutki”, by w komforcie kontynuować podróż.